Niektórzy wyjeżdżają z Polski tylko na wakacje, inni do kraju wpadają na krótką chwilę pomiędzy jedną a kolejną podróżą. Właśnie tak robi Ewa Serwicka, autorka bloga Daleko Niedaleko (http://dalekoniedaleko.pl) i udało nam się ją w tej przerwie złapać na rozmowę!
Wróciłaś właśnie z Gruzji. Jak Ci się podobało?
Ewa Serwicka: Bardzo mi się podobało! Jestem zachwycona, szczególnie Kaukazem. Nie jestem typem osoby dużo chodzącej po górach (choć w czasach studenckich przynajmniej raz do roku jeździłam w Bieszczady) ale te górskie krajobrazy Gruzji po prostu mnie urzekły. Malownicze doliny, strumyki, a w tle te potężne ośnieżone szczyty. Miałam nawet szczęście, że Kazbek, który słynie z tego, że prawie cały czas przesłaniają go chmury, pokazał mi się calusieńki. Zachwyciłam się skalnym miastem Upliscyche i klasztorami Dawid Garedża położonymi na granicy z Azerbejdżanem. Podobało mi się też w Batumi, choć obiektywnie rzecz biorąc to nie jest ładne miasto. Jedynie Tbilisi mnie nie oczarowało, dlatego codziennie z niego uciekałam na przeróżne wycieczki. Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o ludzi. Prywatnie większość faktycznie jest bardzo sympatyczna i gościnna, ale zdarzały się sytuacje, że wchodziłam na przykład do sklepu albo informacji turystycznej i czułam się jak intruz przeszkadzający paniom w rozmowie lub piciu kawki.
Jadłaś tam coś dobrego?
Kuchnia gruzińska nie jest zła, choć przyznam szczerze, że nie zachwyciła mnie aż w tak dużym stopniu, jak się spodziewałam. Nasłuchałam się tyle dobrego, a tam natknęłam się na buły z serem, buły z serem i buły z serem. No dobrze, trochę przesadzam. Ser faktycznie króluje w Gruzji w różnych postaciach, ale da się znaleźć też inne smakołyki. Moje ulubione to bakłażany z pastą orzechową - niebo w gębie. W ogóle orzechów jest w Gruzji dużo i pasta orzechowa jest dość popularna. Nie wiem nawet, czy nie bardziej od bakłażanów smakował mi kalafior w tej samej paście. Drugim kulinarnym hitem jest chaczapuri adżarskie. Tak, to buła z serem, ale podawana dodatkowo z surowym jajkiem wbitym do środka i masełkiem. Jajko trzeba rozbełtać z gorącym serem robiąc coś na kształt jajecznicy. Pycha! Ale ostrzegam, jedna osoba może nie być w stanie wciągnąć całego takiego chaczapuri. I nie mogę zapomnieć o domowym jedzeniu. Każdemu, kto wybiera się do Gruzji i zatrzymuje w rodzinnych pensjonatach albo kwaterach prywatnych polecam noclegi z wyżywieniem. Tam, gdzie ja mieszkałam, zawsze były ogromne ilości pysznych dań. Warto!
Gruzja to nie jedyny kraj, który odwiedziłaś. Lista jest długa i imponująca - od Birmy, przez Kenię po Dominikanę. Który kraj ze wszystkich przez Ciebie odwiedzonych zrobił na Ciebie największe wrażenie?
Od lat jestem zakochana w Portugalii i wiem, że osiądę tam na emeryturze. Ale do tej jeszcze daleko (śmiech). Byłam pod dużym wrażeniem Kenii, bo to był pierwszy z krajów czarnej Afryki, który odwiedziłam. Mieszkając tam prawie dwa lata przyzwyczaiłam się do wielu rzeczy, ale na początku nie było łatwo. Zupełnie inna kultura, zwyczaje, podejście do życia i pracy - to było bardzo ciekawe doświadczenie.
To zdradź coś więcej. Jak się żyje w Kenii?
Tak jak mówiłam - trzeba się było przyzwyczaić. Ze względów bezpieczeństwa nie miałam wynajętego mieszkania „na mieście” tylko pokój w hotelu. Obsługa hotelowa stała się jakby moją drugą rodziną, do tej pory utrzymuję kontakt z najbliższymi osobami. Na początku zderzałam się z tym kenijskim podejściem do życia na zasadzie „jak Bóg da, to będzie”, bez pośpiechu, powoli, hakuna matata. Trochę mnie to irytowało. Potem przestało. Zaprzyjaźnienie się z Kenijczykami też nie było łatwe, bo oni - niestety - często traktują białych przyjezdnych bardzo przyjaźnie, ale na zasadzie skarbonki. Dopiero po jakimś czasie zaczęli mnie traktować jak przyjaciółkę, a nie jak Mzungu, co przyjechał do nich wydawać pieniądze.
Mieszkając tam, opisywałaś na blogu różne zwyczaje tam panujące, np. sprzedaż narzeczonej, co w naszej kulturze jest nie do pomyślenia, a tam jest to tradycją. Dużo takich dziwnych dla nas tradycji miałaś okazję zaobserwować?
Kenia to bardzo tradycyjny kraj. W konstytucji zalegalizowano wielożeństwo. Akceptowane jest to, że mężczyzna ma, oprócz żony, jeszcze jedną czy dwie kochanki. Żony mówią, że dopóki mąż przynosi do domu pieniądze i w domu je szanuje, to poza domem niech robi, co chce. Ja nigdy się z czymś takim nie zgadzałam. Jest to też społeczeństwo bardzo religijne, aż do przesady. Nie mam nic przeciwko wierze, ale ręce mi czasem opadały, kiedy ktoś tłumaczył mi, że dinozaury to jedno wielkie kłamstwo, bo w Biblii nic nie jest o nich napisane.
Faktycznie, ręce mogą opaść. Powiedz mi, od czego zaczęły się Twoje podróże?
Nie wiem. Chyba od tego, że jak byłam dzieckiem rodzice zawsze wysyłali mnie na wszystkie szkolne wycieczki z założeniem, że co zobaczę i doświadczę - zostanie mi na całe życie. A jak podrosłam, to zaczęłam jeździć ze znajomymi i tak to się zaczęło kręcić. Nie potrafię wskazać jednego dnia czy wydarzenia, które sprawiło, że stwierdziłam - o! chcę podróżować. To był proces, a winna jest rodzinka.
No to nic, tylko pogratulować rodzinki! Twoje podróżowanie przerodziło się w pracę - jesteś rezydentką biura podróży. Ile dni w ciągu roku spędzasz w Polsce?
Hmm... malutko. W tym roku będą to jakieś dwa miesiące. W zeszłym roku miesiąc. Dwa lata temu dziesięć dni. Taka praca.
Gdy ktoś Cię zapyta, gdzie jest Twój dom, co odpowiesz?
Nie wiem. Jest dom rodzinny - czyli dom rodziców. Ale tak naprawdę nie mam tego swojego własnego miejsca. Jestem bezdomna (śmiech).
Często podróżujesz solo? Nie boisz się?
Właściwie nie podróżuję solo. Podróżuję na własną rękę, tak, ale wypad do Gruzji był moim pierwszym wyjazdem solo. I tak, bałam się bardzo, ale okazało się, że nie było wcale strasznie. Nie czułam się też samotna, bo na każdym kroku spotykałam fantastycznych ludzi! Choć jakbym miała wybierać - solo czy w sprawdzonym towarzystwie, to chyba nadal wolałabym jechać z kimś.
Jesteś osobą bardzo otwartą i zarażasz uśmiechem. Ale czy to zawsze działa? Miałaś jakieś nieprzyjemne/niebezpieczne sytuacje w podróży?
Do tej pory zawsze działało. Nie kojarzę sytuacji, w której czułabym się bardzo zagrożona. Raz czułam się niekomfortowo, kiedy nocowałam w Jordanii u couchsurfera, a jednocześnie znajomego mojej kumpeli, którego zresztą mi poleciła. Wieczorem, jak szliśmy spać w jego pokoju gościnnym, każde na własnym posłaniu, powiedział mi, że bardzo mnie lubi i czy może położyć się obok mnie. Odpowiedziałam, że nie może. Na co on odpowiedział, że ok, odwrócił się na drugi bok i zasnął, ale ja niestety do rana nie zasnęłam, choć nie sądziłam, by zrobił mi jakąkolwiek krzywdę. Wyszło mu to po prostu bardzo niezręcznie.
Zmieńmy zatem temat na bardziej „zręczny”. O swoich podróżach piszesz na blogu. Co lubisz w blogowaniu? Dlaczego w ogóle postanowiłaś prowadzić bloga?
Zaczęło się tak, jak w przypadku wielu blogów, od pisania dla rodziny i znajomych. Bo jak wracałam z podróży, to wszyscy chcieli wiedzieć co i jak. Pomyślałam, że będę spisywać na bieżąco. A potem na blog zaczęli zaglądać też inni czytelnicy, a mi spodobało się pisanie, bo to z jednej strony pamiętnik, z drugiej - uporządkowanie informacji i zdjęć, a z trzeciej - sama przyjemność, kiedy wchodzę z czytelnikami w interakcje. Dlatego ciągle piszę i nie myślę o tym, by przestać.
Na blogu masz piękną listę marzeń. Spacer po Wiedniu możesz z niej już wykreślić, a zauważyłam, że niebawem i kolejna pozycja może się doczekać realizacji: salsa na Kubie. Zdążysz zrealizować wszystkie marzenia z listy? Szczególnie, że nie jest zamknięta...
Faktycznie. Byłam tak zaaferowana Gruzją, że zupełnie zapomniałam o Wiedniu. Jest już odhaczony, dzięki! Ten rok był w ogóle obfity w zrealizowane marzenia - Morze Martwe, Wenecja, Wiedeń, Gruzja... Czy zdążę je wszystkie zrealizować? Nie wiem, pewnie nie. Ale próbować trzeba!
Teraz jesteś chwilę w Polsce, ale zaraz znowu wybywasz. Dokąd tym razem?
W połowie listopada jadę do pracy na Lanzarote. Kiedyś podchodziłam do Wysp Kanaryjskich jak pies do jeża, ale kilkoro moich znajomych było i spotkałam się z opiniami, że mogą być one naprawdę ciekawe. Więc się cieszę i jadę z pozytywnym nastawieniem!
A potem... Kuba! Czego się spodziewasz po tej pięknej, ale i nie do końca dostępnej wyspie?
To niełatwa sprawa, bo jadę tam na pół roku. Już wiem, że bardzo ciężko dostępne są tam lekarstwa czy kosmetyki, więc muszę to wszystko ze sobą zabrać. Nie będzie łatwo zmieścić się w 30 kilogramach bagażu. Spodziewam się dużych kontrastów, takich bardzo widocznych, pomiędzy turystycznymi enklawami, jak Varadero, gdzie będę pracować, a nieturystycznymi miejscowościami. Wiem, że Kuba to piękny i malowniczy kraj. Ale słyszałam też, jak widoczny jest tam niedostatek oraz to, że ludziom wcale nie żyje się dobrze. Wydaje mi się, że praca tam to będzie trochę podróż w czasie. Wiem, że nie jest łatwo, a kolorowa Kuba z folderów to tylko połowa prawdy, ale jestem gotowa, by się z tym zmierzyć. I już nie mogę się doczekać!
No to życzę Ci samych dobrych doświadczeń i mnóstwa inspiracji, żebyśmy mieli co na blogu czytać do czego wszystkich zachęcamy - http://dalekoniedaleko.pl
Rozmawiała Karolina Anglart
Brak komentarzy. |